Teraz trochę spokojniej | 6 maja 2011
Teraz trochę spokojniej, więc nadrabiamy internetowe zaległości; na stronie fundacji i w prywatnej korespondencji do fundacji. Jeszcze dzisiaj wieczorem uzupełnimy wykaz darczyńców i wpłat dla poszczególnych podopiecznych oraz uaktualnimy wydatki.
Kilka tygodni temu przyjęliśmy pod opiekę prawną starego bernardyna, Felka. Został odebrany właścicielom w następstwie artykułu, który ukazał się w prasie i dotyczył karygodnych zaniedbań w opiece nad zwierzęciem. Pies żył w kojcu niespełna 2m2, gdzie trzy ściany były betonowe, a czwarta, wejściowa, dodatkowo osłonięta kaloryferem. Podłożem był beton, w chwili interwencji pokryty odchodami, w których leżał pies. Nie zajmowano się nim, nie leczono, nie pielęgnowano, nie robiono nic. Czekano aż umrze. Przyjechał do nas zmęczony i zrezygnowany, bez chęci do życia. Zachowanie wskazywało na chorobę, braliśmy pod uwagę problemy z kręgosłupem, zmiany w mózgu, ślepotę, głuchotę, itd. Braliśmy również pod uwagę eutanazję ze względu na wiek i ogólny stan zdrowia. Po niespełna tygodniu pies zaskoczył wszystkich. Ubyło lat i wróciła chęć i potrzeba życia. Teraz, mimo wieku i nawet braku wielu zębów, które wypadły już ze starości, Felek zachowuje się jak młody, zdrowy i w pełni sprawny pies. Ma codziennie wiele spraw do załatwienia i od samego rana jest bardzo aktywny. Mieszka w zagrodzie razem z Borysem i Felą i tworzą zgrany i zgodny zespół. Nadal nie może uwierzyć, że leży na trawie wśród sosen i ma do swojej dyspozycji dużo terenu „posiadania”. Kilka dni temu zaczął szczekać i głosić wszem, że jest jemu dobrze. I tak szczeka do dzisiaj i nic nie pomaga, że już wszyscy wiedzą.
Nadal w trakcie leczenia Boguś, Marcin, Ala. Doszła Sonia, która kilka dni temu miała zszywaną i drutowaną do dziąseł wargę. W trakcie rehabilitacji pozabiegowej Alek. Pod specjalnym nadzorem i opieką Felek, Kaszmir, Bartłomiej i Madzia, która również z uwagi na wiek, wymaga dodatkowej opieki.
Wąski nie jest już wcale wąski, ale szeroki, nawet za bardzo. Gdy przyjechał miał wielką głowę i nic więcej poza sterczącymi kośćmi. Teraz głowy nie widać, tylko wielki zad. Jest potężny, waży ponad 90 kg i bardzo silny. Wymaga zdecydowanego i doświadczonego przewodnika. Jest starszym psem, samodzielnym, nieufnym do obcych, ale nie bojaźliwym. Zrównoważony. Osoba, która chciałaby adoptować psa musi posiadać odpowiednie przygotowanie do tego. Doskonały stróż domu, lubi pracować i pilnować swoich włości.
Natalka zmieniła się z lękliwej dziewczynki w wszędobylską pchłę i zalicza się do czołówki najgłośniejszych i najbardziej rozszczekanych psów. Jest wszędzie, a nawet jesli jej tam nie ma to zaraz będzie. Mimo, że jest najmłodsza to nic sobie z tego nie robi i próbuje rządzić wszystkimi. Jest bardzo ciekawska. To bardzo bystra i wdzięczna sunia, lękliwa wobec obcych, ale obszczekująca ich ze wszystkich stron i próbująca złapać chociaż za nogawkę. Całe dnie zajęta i nie ma czasu nawet spokojnie zjeść. Trzeba stać przy misce i pilnować.
Zostały wybudowane za prywatne pieniądze wolontariuszy dwie duże zagrody dla psów, każda kilkusetmetrowa, nie mierzyliśmy dokładnie, ale bardzo duże. Został również powiększony o ok. 200 m2 (teraz jakieś 550-600) wybieg „dla chłopaków”, czyli dla tych odważnych i mających własne zdanie. No, po prostu chwilami nieprzewidywalnych. Mieszka tam Wiktor, Fernando, Demon, Barnaba i kilka kojców jest pustych. Na zmianę każdy z nich rządzi na terenie i ma nocną wartę. Trochę brakuje tam drzew, bedziemy musieli jakieś zasadzić, a na razie pomyśleć o częściowym chociaż osłonięciu podczas upałow. Myślimy o wkopaniu dużych niecek plasykowych i napełnieniu wodą. Można kupić takie ogrodowe, sprzedawane do budowy oczek wodnych, ale są drogie. Musimy również założyć na słupki w ogrodzeniu półmetrowe wysięgniki i rozciągnąć drut. Wszystko to dla bezpieczeństwa i uniknięcia możliwości wyskoczenia jakiegoś psa poza przeznaczony teren. Przy tak dużych i jednak nie do końca poznanych psach wszystko musimy brać pod uwagę i mieć pod kontrolą.
Pogoda ładna,jest ciepło i ostatnio słonecznie. Wychodzimy na spacery do lasu, wszystkie zwierzęta zabezpieczone już przeciwko kleszczom.
Ponieważ nikt nie przysłał nam tym razem Trocoxilu to musieliśmy kupić. Cztery tabletki, 440 zł.
Pieniędzy oczywiście mało i na wszystko nie starcza. Ale to już standard w działaności wszystkich chyba organizacji prozwierzęcych. Dużo mamy w Polsce miłośników i sympatyków, ale nie przekłada się to na konkretną im pomoc.
Jakoś sobie radzimy.