suka bernardyn w przechowalni zwierząt w Pionkach
PETRA_ od tygodnia jest w przytulisku w Pionkach. Ma ponoć ok. 11 lat. Nie została „odłowiona” z ulicy,to jej „pan” przywiązał ją do ogrodzenia i zwyczajnie sobie poszedł. Porzucił zbędny „balast”, bo przecież pies jest już wiekowy, jest duży i może już wydatki przewyższają korzyści z posiadania Petry. To kolejna ofiara ludzkiej bezduszności… łagodna dla ludzi olbrzymka, chcąca być w centrum uwagi, podająca łapę na zaczepkę, oby tylko z nią posiedzieć. Jej „pan” zapewne ma już nowego pupila, może młodszego, a może mniej kosztownego w utrzymaniu, może bardziej modnego – kto wie. Wiele z ofiar ludzkiej głupoty i sadyzmu nie udaje się uratować od śmierci pod kołami samochodów, od śmierci z wycieńczenia i głodu bo nie udało się ich odnaleźć przywiązanych w lasach i tu bezsilność nas zabija, ale zróbmy coś dla tych o których losie coś wiemy, które czekają w przytuliskach/schroniskach/domach tymczasowych. Pomóżmy Petrze i innym znaleźć opiekę i miłość. Kontakt: 601-83-96-93 monisg@gazeta.pl
(artykuł o przechowalni zwierząt w Pionkach zamieszczony w internecie)
Smród odchodów i skomlenie zwierzaków – warunki, w jakich trzyma się bezdomne psy w Pionkach są straszne. – Gdybyśmy nie zajmowały się nimi, to prawdopodobnie byłby już martwe – mówią mieszkanki Pionek, które spotkaliśmy przy klatkach z czworonogami.
– Przyznaję, to prowizorka, ale na pewno nikt tych psów nie głodzi – zapewnia tymczasem Zenon Wieczorek, dyrektor Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych w Pionkach.
Baza Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych w Pionkach, na obrzeżach miasta. Misiek leży smutno na zimnym betonie. W jednej chwili jednak wstaje i zaczyna merdać ogonem. Gotów skoczyć z radości do góry, ale zatrzymuje go gruby łańcuch. Misiek tak ożył na widok Renaty Pastuszko. Jej wizyta dla niego oznacza jedzenie.
– Opiekujemy się tymi psami, bo nie mogłyśmy patrzeć jak cierpią. Kiedy przyszłyśmy tu pierwszy raz, to nie miały nawet wody w miskach. Rzucałyśmy im śnieg, żeby ugasiły pragnienie. A warunki, w jakich żyły były jeszcze gorsze niż dziś – opowiada Renata Pastuszko.
Aż trudno uwierzyć, że warunki mogły być jeszcze gorsze niż obecnie. Jeden pies leży w budzie, cztery inne siedzą w dużej klatce obok. Do tego dochodzi jeszcze suczka, która biega wolno po całym terenie.
– Jestem tu codziennie i dożywiam te zwierzaki za własne pieniądze – mówi Ewa Jankowska, która stoi w klatce z wielkim garnkiem resztek jedzenia. – Pracownicy miejscy, owszem, wrzucają jedzenie, ale to tylko suchą karmę.
Smród w klatce jest straszny. Pani Ewa przekonuje, że kiedyś było jeszcze gorzej. Teraz jest bowiem drewniana podłoga i odchody są sprzątane przez obie kobiety. – Wcześniej była goła ziemia – mówi Ewa Jankowska.
Według Zenona Wieczorka, dyrektora Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych w Pionkach, sytuacja nie jest tak zła, jak ją rysują nasze rozmówczynie.
– Rzeczywiście to prowizorka, ale na pewno psy nie chodziły ani głodne, ani spragnione. Na co dzień zwierzętami opiekują się nasi pracownicy – zapewnia Wieczorek. – Klatka w naszej bazie została postawiona, bo musieliśmy gdzieś umieścić bezdomne psy, a nie mamy schroniska w Pionkach. źródło: www.echo-dnia.com.pl
Informację o Petrze otrzymaliśmy 7-06-2011 od wolontariuszy.